Kim jestem

Elżbieta Kamińska - Doradca Podatkowy 01631

Elżbieta Kamińska – Doradca Podatkowy 01631

To byl rok 1980. Absurdy konca epoki Gierka siegaly zenitu. Gospodarka rozpadala sie na naszych oczach. Pracowalam wowczas jako ekonomista – projektant w biurze projektowym.

Nasz zespol zajmowal sie tworzeniem projektow dla nowych inwestycji w przemysle. Powstawaly one z pogwalceniem wszelkich zasad rachunku ekonomicznego i zdrowego rozsadku. Naszym zadaniem bylo te pomysly inwestycyjne uzasadniac i dowodzic ich glebokiego sensu ekonomicznego. Pomimo niezlej pensji i wysokich premii, praca ta powodowala niesmak i poczucie bezsensu.

Zaczely rodzic sie w glowie rozne pomysly na zycie. Moze wyjazd za granice, moze wlasny biznes. Moze w ogole rzucic prace i zajac sie domem i kilkuletnim synem. Mijaly miesiace.

Ktoregos dnia w naszym domu pojawil sie Andrzej – nasz przyjaciel z okresu studiow ze swoim kolega Grzegorzem. Wpadli na chwile, przejazdem. Ale jak to czesto bywalo, kolacja i Polakow rozmowy przedluzyly sie do poznej nocy. Przy kolejnym kieliszku, okazalo sie, ze Grzegorz od kilku miesiecy ma swoja firme. Produkuje na Kaszubach ceramiczne figurki. Uformowane ze zwyklej gliny cacka wklada do samodzielnie wykonanego pieca ceramicznego. Wypala je i sprzedaje po okolicznych sklepach z pamiatkami. To bylo cos !

Wlasciwie z niczego robic piekne rzeczy i to bez specjalnych nakladow finansowych. Poza tym surowce byly powszechnie dostepne, co w tamtych czasach mialo kapitalne znaczenie. Juz za tydzien pojechalismy ogladac jego “fabryke”. Imponujaca ona moze nie byla, ale dzialala. A ja oczyma wyobrazni widzialam juz swoj zaklad, swoje nowe zajecie i nowa przygode. Juz wiedzialam, ze to jest to.

W dwa miesiace pozniej w wynajetej na obrzezach miasta szopie, wyremontowanej wlasnymi silami bylam gotowa do produkcji ceramiki. Ale nie mialy to byc figurki z czerwonej gliny, tylko ambitne wyroby – naczynia do kuchni z bialej fajansowej gliny, szkliwione, recznie malowane specjalnymi farbami i wypalane w bardzo wysokich temperaturach.

W dniach, kiedy na Wybrzezu konczyly sie strajki i powstawala Solidarnosc, ja zostalam przedsiebiorca, a raczej – jak sie to wowczas okreslalo – prywaciarzem. Ale bylam wolnym czlowiekiem z odzyskanym ponownie ogromnym zapalem do pracy.

Wkrotce sie jednak okazalo, ze to, co wydaje sie bardzo proste, niekoniecznie takim jest w rzeczywistosci i ze o powodzeniu kazdego przedsiewziecia decyduje wiedza i profesjonalizm. Ale skad zdobyc wiedze na temat ceramiki szlachetnej, kiedy jedyna dostepna pozycja w ksiegarniach byl poradnik pracownika cegielni – podrecznik dla zasadniczych szkol zawodowych, a do zachodniej literatury dostep byl zerowy?

Docieralam wiec do ludzi, ktorzy mogli cos podpowiedziec, w czyms pomoc, cos poradzic. I proby. Dziesiatki i setki prob wytworzenia czegos, co chcialam uzyskac, co widzialam w swojej wyobrazni. Kazde otwarcie pieca przyprawialo mnie o dreszcze emocji, a pozniej rozczarowanie. Szkliwo na pojemniczkach pekalo. Tworzyla sie siateczka spekan (cracquelle), ktora powodowala, ze naczynia przepuszczaly wode. Byly wiec bezuzyteczne, choc niekiedy bardzo piekne. Mozna bylo tylko na nie patrzec i podziwiac, ale trudno bylo je komukolwiek sprzedac. Tak mijaly tygodnie. Tygodnie pelne nadziei, rozczarowan i zwatpien.

Kiedys (po 6 miesiacach) po otwarciu kolejnego pieca z popekanymi naczyniami wpadlam w szal. Wyjmowalam je z pieca i tluklam o posadzke. I wtedy stalo sie cos, czego dlugo jeszcze potem nie moglam zrozumiec. Odkrylam przyczyne tych pekniec. Eureka! Od tej chwili przez siedemnascie nastepnych lat, kazdego dnia byly ladowane piece i kazdego dnia wyjmowalismy z nich piekne wyroby, ktore sprzedawaly sie jak cieple buleczki.

W miedzyczasie przenioslam firme do wlasnego nowo wybudowanego zakladu. Duzo wiekszego i odpowiednio przystosowanego do produkcji. Moja firma stala sie powaznym producentem ceramiki uzytkowej. Poza naczyniami kuchennymi produkowalismy doniczki, wazony, lampy ceramiczne, roznego rodzaju ozdoby. Ale zanim to nastapilo, byly i trudne chwile.

Produkcja ceramki jest bardzo kaprysna i wbrew moim naiwnym pierwotnym przekonaniom, bardzo trudna dziedzina dzialalnosci. Wiele razy napotykalam na problemy, ktore wydawaly sie czasem nie do pokonania. Kazda zmiana w skladzie chemicznym stosowanych materialow wywolywala perturbacje. W ceramice mamy do czynienia bowiem z pierwotnym, naturalnym surowcem – glina, ktora nie dochowuje stalych parametrow. Tu nie ma nigdy pewnosci, co wyjmiemy z pieca, w ktorym to w temperaturze 1200 stopni Celsjusza dokonuja sie skomplikowane procesy chemiczne i fizyczne. Proces produkcji jest ponadto rozciagniety w czasie.

Dopiero po kilku, a nawet kilkunastu dniach mozna stwierdzic, czy na jego poczatku nie zostal popelniony blad. Prowadzi to niekiedy do ogromnych strat. Przenoszac w 1985 roku produkcje do nowego, wlasnego zakladu, zmienilam rodzaj gliny, z ktorej mialy byc produkowane donice. Zrobilam to ze wzgledow podatkowych. Wyroby produkowane z okreslonych glin surowych byly bowiem zaliczane do wytworczosci zwanej garncarstwem. Garncarstwo w owym czasie bylo zwolnione z podatku obrotowego ( potem z podatku VAT ).

Wedlug moich zalozen mialo to dac nam ogromne korzysci finansowe. Jednak przez dwa miesiace nie wyprodukowalam zadnego dobrego, nadajacego sie do sprzedazy wyrobu, a trzeba bylo placic pracownikom, oplacac energie i ponosic wszystkie inne koszty. Bylam na progu bankructwa. Dzien i noc robilam proby, komponowalam rozne sklady surowcowe, rozne temperatury wypalania. Przeczytalam wszystko, co mozna bylo na temat ceramiki w Polsce przeczytac. Zaangazowalam fachowcow z zewnatrz. W koncu udalo sie. Produkcja ruszyla i rzeczywiscie odnioslam sukcesy i spodziewane korzysci finansowe.

I tak weszlismy w lata 90-te. W Polsce wszystko wrzalo jak w tyglu. Rodzilo sie nowe. Ludzie brali sie za handel czym badz i byle gdzie. Powstawaly sklepiki, hurtownie, stragany. Sprzedawal sie kazdy towar pod jednym wszkze warunkiem: musial byc zagraniczny i do tego tani. Moj Boze, ja tez uleglam tej goraczce.

Znow wynajelam jakies stare budy w centrum miasta. Znow je wyremontowalam wlasnymi silami i stworzylam takie mini centrum handlowe. Mial tam byc i sklep spozywczy i sklep z artykulami dekoracyjnymi i sklep z odzieza oraz sprzetem sportowym. Ceramika zajal sie juz w tym czasie moj maz, ktory porzucil swoje dyrektorskie stanowisko w dobrej panstwowej firmie i zajal sie biznesem.

Odnosilismy dalej sukcesy w sprzedazy wyrobow ceramicznych. Sprzedawalismy nasze wyroby do IKEA, Leroy Merlin, Practiker i innych swiatowych sieci handlowych powstajacych wowczas w Polsce jak grzyby po deszczu. Ja natomiast zajelam sie tworzeniem naszego biznesu handlowego.

Sklep z artykulami dekoracyjnymi byl prawdziwym hitem. Sprzedawalam w nim bajecznie kolorowe chinskie sztuczne kwiaty. Z prawdziwego jedwabiu. Sprzedawalam rozne wyroby ze szkla i z ceramiki. Sprzedawalam ozdoby swiateczne i sztuczne choinki, po ktore ustawialy sie kolejki. Sprzedawalam nawet meble sprowadzane z egzotycznych krancow swiata.

Procz tego, robilam aranzacje wnetrz – szczegolnie bankow, hoteli, restauracji. Wykonywalam kompozycje ze sztucznych kwiatow, ktore ozdabialy powstajace wowczas domy i rezydencje bogatych biznesmenow.

Sklep z odzieza sportowa nie wypalil. Mialam zbyt ekskluzywny, jak na owe czasy towar. I zbyt drogi. Pewnie nie byl to jeszcze wlasciwy czas. Dzis we wszelkich Pumach, Nikach, Reebookach chodza juz niemal niemowlaki. Ale wowczas krolowaly tanie dresy z licry i tylko to sie dobrze sprzedawalo. Ale uznalam, ze to jest towar ponizej standardow, ktore zawsze sobie wyznaczalam i taki handel mnie nie bawi. Sklep zostal szybko zlikwidowany.

Nie powstal tez sklep spozywczy. Jakos nie pociagala mnie wizja sprzedawcy maki, cukru i bulek. Pewnego razu bedac z mezem w Warszawie, wstapilismy do jednej z pierwszych warszawskich pizzerii. Nazywala sie Bombolla. Nie bylo wtedy jeszcze w Polsce Pizza Hut, nie bylo KFC, nie bylo Mac Donalds’a, nie bylo w ogole zadnej sieci fastfood. I znow olsnienie. Przeciez mamy wynajety pusty lokal w centrum miasta. Stworzmy zatem pizzerie w Bydgoszczy!

Trudno dzis to sobie wyobrazic, ale w tamtym czasie nie bylo jeszcze zadnej pizzerii w naszym miescie. I znow szalenczy zapal, urzadzanie lokalu, kupowanie sprzetu, wyposazenia. Wystartowalam. Pizzerie ochrzcilam imieniem Marina. W przygotowywaniu receptur pizzy pomogla mi Jola, znajoma, ktora przez kilka lat pracowala u Wlocha w Gettyndze. Pizza byla wspaniala. Do tego salatki, wino, wspaniala wloska kawa. Przed pizzeria zorganizowalam ogrodek ze stolikami pod wielkimi parasolami. Mnostwo zieleni, kwiatow, roslin i swiec. Piekna muzyka. Goscie przesiadywali u nas do pozna w noc. Bardzo czesto brakowalo miejsc.

Dostarczalismy tez pizze do klientow. Interes kwitl, ale praca byla mordercza. Od wczesnego rana do poznej nocy. Trwalo to kilka lat. Nadchodzila polowa lat 90-tych. W Polsce zaczely sie pojawiac wielkie zagraniczne sieci fastfoodow, hipermarkety kupowaly wyroby ceramiczne w Azji za jakies smieszne grosze, a rynek artykulow dekoracyjnych zagescil sie wieloma sklepami jak nasz, tylko ze sprzedajacymi gorszej jakosci za to o wiele tansze wyroby niz nasze. Interesy, ktore prowadzilismy zaczely przynosic coraz mniejsze dochody.

Jeden z naszych najwazniejszych odbiorcow ceramiki postawil sprawe jasno: albo dostawy zwieksza sie wielokrotnie i znacznie obnizymy ceny, albo bedzie kupowac towar w krajach azjatyckich zamiast od nas. Powiekszenie produkcji i dostaw wymagalo podjecia decyzji o zbudowaniu nowego, znacznie wiekszego zakladu i wprowadzenie kosztownej juz nowoczesnej technologii w oparciu o sprzet, maszyny i urzadzenia z Zachodu. Pociagalo tez koniecznosc zaciagniecia ogromnych, jak na owczesne nasze mozliwosci, kredytow.

Nie bylismy przygotowani psychicznie na podjecie tak duzego ryzyka. Nasz maly rzemieslniczy zaklad nie mial tez kadry, na ktorej moznaby oprzec tworzenie wielkiego przedsiewziecia. Wreszcie, nie mielismy gwarancji, ze dla wielokrotnie wiekszej produkcji znajdziemy rynek zbytu. Podejmowanie zas wielkiej – jak na nasze mozliwosci – inwestycji opierajac sie na deklaracjach jednego czy dwoch, nawet bardzo wiarygodnych klientow, uznalismy wowczas za zbyt duze ryzyko.

W 1997 roku, po 17 latach funkcjonowania ostatecznie zlikwidowalismy nasz zaklad ceramiczny. Nie bez zalu. Dwa lata wczesniej, podobny los spotkal nasza pizzerie i sklep z artykulami dekoracyjnymi. Wobec pojawienia sie wielkich graczy na rynku fastfoodow a szczegolnie Pizza Hut i KFC, atrakcyjnosc malych rodzinnych lokali znacznie spadla. Powstaly lokale dysponujace ogromnym kapitalem, nowoczesnymi technologiami i niedostepnymi dla nas, malych przedsiebiorcow, technikami sprzedazy w wielkich hipermarketach lub w ich poblizu. Do tego, ci wielcy byli zwolnieni z podatkow na okres kilku lat, a my, mali uginalismy sie pod pazernoscia fiskusa. Nie wytrzymalismy konkurencji.

Dochody zaczely malec, klientow ubywalo. Glowny nurt handlu przeniosl sie ze sklepow w centrum miasta do hipermarketow. Teraz tam zaczely przeplywac masy ludzi. Lokale Pizza Hut i KFC nie nadazaly z obsluga klientow. Nasz lokal zaczal wegetowac. Pizzerie sprzedalismy w 1995 roku za pieniadze, ktore nie zwrocily nam nawet kosztow wyposazenia.

To samo stalo sie z naszym sklepem z artykulami dekoracyjnymi. Atrakcyjna niegdys formula tego sklepu, ktory zachwycal pieknymi towarami, ktory byl pokazywany w telewizji i opisywany w prasie jako przyklad czegos wiecej niz tylko placowka handlowa, ktory mial wreszcie mnostwo zamoznych i spragnionych wzorcow aranzacji domu, klientow – przezyla sie. Nie poradzilismy sobie ani kapitalowo ani organizacyjnie ani wreszcie intelektualnie. Nie sprostalismy konkurencji. Sklep zostal zlikwidowany rowniez w 1995 roku.

Zmeczona walka o przetrwanie w produkcji, handlu i gastronomii postanowilam powrocic do swojego zawodu. Powstawanie w latach 90-tych tysiecy niewielkich prywatnych firm wywolalo popyt na uslugi ksiegowe. Jednoczesnie powstal w Polsce nieznany u nas dotad, nowy zawod doradcy podatkowego. Majac wiele doswiadczen zarowno dobrych jak i zlych w prowadzeniu przez kilkanascie lat wlasnego, prywatnego biznesu, w 1994 roku otworzylam biuro rachunkowe.

Przeslaniem tej nowej dzialalnosci, obok prowadzenia ksiegowosci, byla pomoc podobnym do mnie przedsiebiorcom w przebijaniu sie przez gaszcz przepisow podatkowych, przez opor administracji panstwowej, przez arogancje urzedow skarbowych. Poczatkowo z racji braku doswiadczenia w prowadzeniu pelnej ksiegowosci, zajmowalam sie tylko uproszczonymi formami ewidencji podatkowej.

W tym czasie ukonczylam studia podyplomowe z zakresu rachunkowosci i podatkow i otrzymalam od Ministra Finansow uprawnienia do uslugowego prowadzenia ksiegowosci firm.Rozpoczal sie kolejny etap w moim zyciu. Teraz mialam wiedze akademicka poparta osobistymi doswiadczeniami spozytkowac nie tylko dla siebie, ale i dla powodzenia moich klientow.

Wkrotce w prace w biurze zaangazowal sie takze moj maz, rowniez ekonomista z wyksztalcenia. Oboje zostalismy doradcami podatkowymi. Nasza firme przeksztalcilismy w spolke doradztwa podatkowego wpisana do rejestru Ministra Finansow.Dzialalnosc te prowadzimy juz od 14 lat.

Mamy na swym koncie wiele sukcesow. Sa jak zwykle i porazki. Poszukujemy coraz lepszych metod kierowania firma, wprowadzamy coraz nowoczesniejsze metody obslugi klientow. Rozszerzamy zakres naszej oferty.

Kapitał wiedzy, jaki przez lata zebrałam – tej wiedzy teoretycznej, akademickiej, ale i równie ważnej, a może nawet ważniejszej wiedzy wywodzącej się z praktyki prowadzenia małej firmy – zachęcił mnie w ostatnich latach do podjęcia działalności szkoleniowej. Specjalizuję się oczywiście w rachunkowości i w podatkach. Te dziedziny są mi najbliższe. Swoim słuchaczom staram się przekazać nie suchą teorię, ale wiedzę o zastosowaniu reguł i przepisów w praktyce prowadzenia biznesu.

Moją ambicją jest, by w szkoleniach uczestniczyły osoby prowadzące własne biznesy, przedsiębiorcy, którzy na naszym bardzo konkurencyjnym rynku muszą poszukiwać różnych dróg do osiągnięcia sukcesu. Jedną z tych dróg jest wiedza, w jaki sposób zbierać, systematyzować i wykorzystywać informacje zawarte w księgowości do skutecznego zarządzania przedsiębiorstwem.

Rzeczy rodza sie w bolach. Dlatego tak wazne w naszej pracy jest sieganie do doswiadczen i korzystanie z pomocy i rad innych osob dysponujacych szczegolna wiedza i szczegolnymi umiejetnosciami. Ja też jeszcze ciągle się uczę. Korzystam z wiedzy krajowych i zagranicznych ekspertów. Studiuję bogatą literaturę.

Im wiecej zbieram doswiadczen, im glebiej poznaje materie swojego zawodu, tym bardziej utrwala sie we mnie przekonanie, ze na swiecie nie ma nic pewnego. Poza jednym, ze trzeba zawsze walczyc. Walczyc o najlepszych klientow, o najwyzszy poziom swojej pracy, o najlepszych pracownikow. Trzeba wlaczyc z wlasnym komformizmem i czesto z wlasnym zniecheceniem, ktore potrafi czlowieka dopasc w najmniej odpowiedniej chwili.

Najlepszym moim przyjacielem w tej przygodzie z biznesem jest moja pasja. Dopoki ją mam, wiem ze bede odnosila sukcesy, bo to ona pozwala mi znajdowac najlepsze rozwiazania moich problemow.

Navigare necesse est, vivere non est necesse…

ELKAM Elżbieta Kamińska
Doradca Podatkowy 01631

Adres biura:
ul. Janowiecka 12
85-376 Bydgoszcz

Adres siedziby:
Cisiny 8
86-141 Lniano

tel. +48 52 379-60-65

kontakt@www.finansetwojejfirmy.pl

Firma zarejestrowana jest w Centralnej Ewidencji Działalności Gospodarczej pod numerem NIP 9670041460.

Zapytaj

Podane dane będą przetwarzane w wymienionym celu zgodnie z Polityką Prywatności.

Zaprojektowane przez Klienter.pl

POBIERZ niezbędnik dla przedsiębiorców na temat prawa podatkowego ZA DARMO
x


Wpisz Imię: *
Wpisz Email: *

Uzyskaj natychmiastowy dostęp!